Już jestem.
Do publikacji czeka w kolejce bardzo wiele tekstów.
Przepraszam za długą przerwę wakacyjną.
W tegorocznym, upalnym lecie, pojawił się na świecie Olaf.
Jest synem Marty i Michała, muzyków, znanych sympatykom tego bloga.
Zostałam babcią wnucząt obojga płci.
Wnuczka lubiła bajki wymyślane na życzenie i często razem je tworzyłyśmy.
Ta ulubiona, sporo przybrała na wadze (ma już 5 lat), więc podzieliłam ją na dwie
części. Myślę, że zainteresuje wszystkie pokolenia. ,
Dziewczynka z kamieniami - część I
Wnuczce Marceli dedykuję moją pierwszą bajkę
Dziewczynka żyła jak w bajce. Mieszkała w starym dworze, który po
wojnie stał się własnością państwa i wiejską szkołą. Wokół budynku
roztaczał się stary park, pamiętający życie wielu pokoleń
poprzednich właścicieli, zubożałej szlachty, lub bogatego
ziemiaństwa.
Latem mogła bawić się w zacienionych alejach, gdzie korony
ogromnych drzew nie dopuszczały najmniejszego promyka słońca. Było
tam chłodno, nawet w największe upały. Parasol, "uszyty"
z wielu warstw liści, chronił też przed deszczem i ulewą. Kwitnące
drzewa odurzały zapachami akacji i lip, wywołując kaskady
"apsików".Jesienią, wiekowe drzewa chroniły przed wichurą, a
opadłe liście tworzyły materace do fikołków i zastępowały piasek na
plaży.
Zimą i wiosną też nie było czasu na nudę.Za podjazdem i placem apelowym był urokliwy staw, otoczony
ogromnymi świerkami. Obnażone korzenie, pochylonych ze starości
drzew, wyczarowały wygodne schodki nad wodę.
Tutaj można było popływać w starej dziurawej balii (cynkowana
wanna), udając wystrojoną dworską panienkę, z eleganckim kawalerem
przy wiosłach. O życiu we dworze, w czasach gdy mieszkał w nim
dziedzic z rodziną, snuły opowieści wiejskie bajarki.
Przy wysiadaniu z tonącej łodzi należało bardzo uważać na szkła i
inne ostre przedmioty. Leżały na dnie i były ukryte w śliskim,
obrzydliwym mule, tworzonym głownie przez kaczki - nowe
administratorki dworskiego stawu. Wrzucały je, dla zabawy, dzieci
mieszkające w dawnych folwarcznych "czworakach".
Pewnego razu, w dziecięcym rozmarzeniu, przegapiła krytyczny moment
poziomu wody w dziurawej" łódce" i musiała wyskoczyć
przed dobiciem do brzegu. Paluchem jednej nogi trafiła na szkło,
prawie odcinając opuszek palca. Wisiał na kawałku skóry, gdy
oglądała szkodę - efekt rozkosznych marzeń. Na szczęście, nie była
to groźna rana, nawet nie musiała mówić - "zagoi się do wesela". Nikt
nie zauważył przyklejonej (na ślinę) skórki, a po kilku dniach nie
było śladu po skaleczeniu. Został tylko w pamięci - ku
przestrodze.
Gdy mróz przygotował lodowisko, uczniowie jeździli na łyżwach,
przykręcanych "na blaszki" do butów, a kawaler z
wyobraźni mógł służyć pomocną dłonią podczas prób tańców na lodzie.Ale zimą niebezpieczeństwo stanowiły przeręble, wyrąbywane w lodzie
przez naiwniaków, łudzących się złowieniem rybki. Wędrujące po
okolicy kaczki były ciągle głodne, więc może karmiły się narybkiem.
Nikt ich wówczas nie dokarmiał - była bieda.
Dziewczynka nie nauczyła się jeździć na łyżwach. Jakoś odechciało
jej się zabaw nad brudnym stawem. Wolała rzekę, gdyż tam
przezroczysta woda nie ukrywała dna z czystym piaskiem i pięknie
wyszlifowanymi kamykami w różnych kolorach.
Dzieci wiejskie doskonale znały miejsca, gdzie nie wolno było
podchodzić, brodząc po wodzie. Rzeka wartko sobie płynęła do Wisły
przez mazowszańską krainę. Ale na zakrętach, pod korzeniami
wyrwanych przez wichury drzew, czaiły się wiry, które mogły
wciągnąć ryzykanta w czarci dół. Dlatego starszyzna pilnowała
młodsze bractwo, aby bawiło się posłusznie, a niegrzecznych
wyprowadzała karnie na brzeg, bez prawa wstępu do wody
.Oczywiście działała nieustająco szkółka pływacka. Najpierw trzeba
było opanować pływanie "strzałką" - na wstrzymanym
oddechu i z głową na wodzie. Najlepiej z otwartymi pod wodą oczami,
aby śledzić, gdzie niesie płynącego, prąd rzeczny. Zimą, gdy śnieg otulił jesienny bałagan, zejście nad rzekę służyło
jako tor saneczkowy.
Najodważniejsi śmigali slalomem między
wierzbami, rosnącymi w szeregu, a ostrym wirażem musieli wyhamować tuż przed
rzeką, aby nie zażyć kąpieli morsa i ostrej reprymendy w domu. Nie
było to łatwe, szczególnie przy śniegu zeszklonym warstewką lodu po
roztopach, a metę stanowił nawis śnieżno- lodowy nad rzeką. Wówczas
sanki pędziły dwa razy szybciej, a buty i inne przyrządy
hamulcowo-osłonowe, były w ostrym użyciu. Na szczęście nizinna
kraina nie dawała szans na górskie wyczyny. Po przygodzie na stawie, dziewczynka nauczyła się bezpiecznie
pływać i zjeżdżać na sankach.
Nie wiedziała co się wydarzy w jej życiu.
Przeżywała chwile radości
i smutku, jak każde dziecko, mały człowiek.
czwartek, 18 grudnia 2014
wtorek, 20 maja 2014
WALKA
walczymy
o wszystko
o nic
lęk i strach
lęk można zwyciężyć strachem
ale czy wygramy tę wojnę?
Sopot 29 maja 2007 roku-Antologia 2008
malarstwo- Hanna Uchmańska
ZADANIE
mówić to samo –
inaczej
mówić kroplami
potoku
on
po drodze
oszlifuje
kamienie
wydrąży skały
zniknie w morzu
Sopot 21 maja 2007 roku - Antologia 2008
ZJAWISKO
słońce zaszło
na wschodzie
nad pocałunkiem
morza z niebem
paseczek
światła
poświata na
zachodzie
Sopot 21 maja 2007 roku- Antologia 2008
Figle
FIGLE
nauczyłam się niesforności
skąd?
od kogo?
kiedy?
płatam figle
sobie
innym
Sopot 19 maja 2007 roku- Antologia 2008
nauczyłam się niesforności
skąd?
od kogo?
kiedy?
płatam figle
sobie
innym
Sopot 19 maja 2007 roku- Antologia 2008
NIESPEŁNIONE MARZENIA
marzyłam być
królewną
dorosłam
marzyłam być
głuptaską
zmądrzałam
marzyłam być
czekoladką
zgorzkniałam
marzyłam być
ogniskiem
zgasłam
marzyłam być
piecykiem
ostygłam
marzyłam być
puchem
stwardniałam
marzyłam być
kobietą
zapomniałam
marzę być sobą
czy jestem?
Sopot
5 czerwca 2007 roku
MARZENIA NATURY
chciałabym być przezroczysta
jak woda, powietrze
wówczas nie zauważona
mogłabym szepnąć to i owo
na ucho komuś ważnemu
niech uzna to za własne
chciałabym mieć czapkę niewidkę
wówczas nie zauważona
mogłabym zrobić to i owo
a on może pomyśli
że zrobił to sam
Bydgoszcz. 21 Kwietnia 2007 roku.- Antologia 2008
Wiersze z szuflady
"Czy to dobrze, czy źle?
I tak i nie" - pisałam w wierszu "Do Ikara", wydrukowanym w czasopiśmie "Zajrzyj w siebie" w 2006 roku.
Tu i teraz - wyjaśniam.
Kusi mnie, więc "ryzyk - fizyk" (skąd takie powiedzenie znam?). I ... "raz kozie śmierć" (też). To zapewne "figle" (jak w wierszu pisałam) płata pamięć długotrwała.
Dwa kolejne wiersze nie były jeszcze nigdzie drukowane. Są z szuflady i najwyżej nadwerężą mój wizerunek poetycki. Podobały się w czytaniu, więc niech będą na blogu. Może ktoś prześle opinię. Zapraszam.
wizerunki
bo.....
nieważne jaki jesteś
wizerunek więcej wart
dzięki niemu można ukryć
całe krocie różnych wad
kropla wody drąży skałę
słowo kroplą uczyń więc
i do tego dodaj jeszcze
maskę własną, bliźnich treść
uda ci się to na pewno
w zakręconym świecie tym
konsekwencja, wizja siebie
brak skrupułów wiodą prym
czasem tylko do zwierciadła
chcesz przemówić głosem swym
stop nie warto cała praca
rzeszy istot pójdzie w dym
wszak klakierów wyuczyłeś
zakłamania znosząc trud
oni tobie a ty onym
w wizerunkach retusz snuj
a że zawsze szydło z worka
i tak wyjdzie w końcu swym
co zyskałeś z wizerunku
stracisz!!! w strachu o swój byt.
(Bydgoszcz maj 2008 rok)
razem
razem można
świętować
jajka malować
napić się wina
iść do kina
śpiewać w chórze
przeczekać burzę
chować dzieci
balonem lecieć
kochać szczerze
odmawiać pacierze
podziwiać zachody
zgolić bokobrody
być w Madrycie
marnować życie
niszczyć i plądrować
władzę uzurpować
wdychać narkotyki
śmiać się z polityki
przyglądać się modzie
żyć ze sobą w zgodzie
razem raźniej.
Drzewianowo, wiosna 2007 roku
I tak i nie" - pisałam w wierszu "Do Ikara", wydrukowanym w czasopiśmie "Zajrzyj w siebie" w 2006 roku.
Tu i teraz - wyjaśniam.
Kusi mnie, więc "ryzyk - fizyk" (skąd takie powiedzenie znam?). I ... "raz kozie śmierć" (też). To zapewne "figle" (jak w wierszu pisałam) płata pamięć długotrwała.
Dwa kolejne wiersze nie były jeszcze nigdzie drukowane. Są z szuflady i najwyżej nadwerężą mój wizerunek poetycki. Podobały się w czytaniu, więc niech będą na blogu. Może ktoś prześle opinię. Zapraszam.
wizerunki
bo.....
nieważne jaki jesteś
wizerunek więcej wart
dzięki niemu można ukryć
całe krocie różnych wad
kropla wody drąży skałę
słowo kroplą uczyń więc
i do tego dodaj jeszcze
maskę własną, bliźnich treść
uda ci się to na pewno
w zakręconym świecie tym
konsekwencja, wizja siebie
brak skrupułów wiodą prym
czasem tylko do zwierciadła
chcesz przemówić głosem swym
stop nie warto cała praca
rzeszy istot pójdzie w dym
wszak klakierów wyuczyłeś
zakłamania znosząc trud
oni tobie a ty onym
w wizerunkach retusz snuj
a że zawsze szydło z worka
i tak wyjdzie w końcu swym
co zyskałeś z wizerunku
stracisz!!! w strachu o swój byt.
(Bydgoszcz maj 2008 rok)
razem
razem można
świętować
jajka malować
napić się wina
iść do kina
śpiewać w chórze
przeczekać burzę
chować dzieci
balonem lecieć
kochać szczerze
odmawiać pacierze
podziwiać zachody
zgolić bokobrody
być w Madrycie
marnować życie
niszczyć i plądrować
władzę uzurpować
wdychać narkotyki
śmiać się z polityki
przyglądać się modzie
żyć ze sobą w zgodzie
razem raźniej.
Drzewianowo, wiosna 2007 roku
wtorek, 8 kwietnia 2014
Dedykacja
Wszystkim, którzy mnie życzliwością i wsparciem obdarzają, serdecznie dziękuję. Mam nadzieję, że taka forma prezentacji moich wierszy w kolejnych Antologiach, spodoba się osobom zachęcającym mnie do wydania tomiku poezji.
Projektantką szaty graficznej bloga jest "pozytywnie zakręcona" Bogumiła, o szerokim wachlarzu zainteresowań, ale najbardziej znana ze swej pasji komputerowej. Dzięki niej powstały zręby tego bloga.

Tytuł bloga upamiętnia majowe spotkanie w Starej Oliwie z okazji Dnia Matki.
Dzięki życzliwości Biblioteki Oliwskiej, goście mogli wysłuchać wierszy w rodzinnej atmosferze, przy dźwiękach altówki i gitary.
A sympatycznej akceptacji mojej poezji, przez uczestników spotkania, nigdy nie zapomnę i stąd.....dedykacja.
Ostatnie chwile przed występem i trema...
Sala pełna, a tego nie przewidywałam. Trójmiasto żyło wydarzeniami EURO 2012.
Tak się złożyło, że najstarszy uczestnik spotkania
miał lat dziewięćdziesiąt, była wnuczka-siedmiolatka i półroczny Jeremi.
A spotkanie odbyło się w roku, obchodzonym pod hasłem integracji pokoleń.
Te przypadkowe fakty były powodem dodatkowych radości.
O piękną oprawę muzyczną zadbał syn z żoną, a logistyką zajęli się córka z mężem i wnuczką, mieszkańcy Bydgoszczy. Siedmioletnia Marcela wspierała mnie ciepłą bliskością.
To był wymarzony prezent dla matki od dzieci.W dodatku mogłam podzielić się podarunkiem z innymi, więc za wspólnie przeżyte chwile wielkie dzięki.
Więcej zdjęć ze spotkania jest w galerii Biblioteki Oliwskiej.
Projektantką szaty graficznej bloga jest "pozytywnie zakręcona" Bogumiła, o szerokim wachlarzu zainteresowań, ale najbardziej znana ze swej pasji komputerowej. Dzięki niej powstały zręby tego bloga.
Tytuł bloga upamiętnia majowe spotkanie w Starej Oliwie z okazji Dnia Matki.
Dzięki życzliwości Biblioteki Oliwskiej, goście mogli wysłuchać wierszy w rodzinnej atmosferze, przy dźwiękach altówki i gitary.
A sympatycznej akceptacji mojej poezji, przez uczestników spotkania, nigdy nie zapomnę i stąd.....dedykacja.
Ostatnie chwile przed występem i trema...
Sala pełna, a tego nie przewidywałam. Trójmiasto żyło wydarzeniami EURO 2012.
Tak się złożyło, że najstarszy uczestnik spotkania
miał lat dziewięćdziesiąt, była wnuczka-siedmiolatka i półroczny Jeremi.
A spotkanie odbyło się w roku, obchodzonym pod hasłem integracji pokoleń.
Te przypadkowe fakty były powodem dodatkowych radości.
To był wymarzony prezent dla matki od dzieci.W dodatku mogłam podzielić się podarunkiem z innymi, więc za wspólnie przeżyte chwile wielkie dzięki.
Więcej zdjęć ze spotkania jest w galerii Biblioteki Oliwskiej.
wtorek, 18 marca 2014
Tak to leciało.
Jestem pani Jesień.....
Napisało mi się w dniu imienin pewnej, przemiłej Ireny. Dalej poleciało to, co w duszy grało. Wszak córka urodziła szczęśliwie uroczą wnuczkę, a syn ujawnił narzeczoną, też uroczą. To był 2005 rok.Chciałam tylko napisać życzenia niebanalnym tekstem, a los spłatał mi figla, brzemiennego w skutki.
Gdy, przepełniona radością życia, przygotowywałam fotoreportaż z dwóch lat istnienia Sopockiego Uniwersytetu Trzeciego Wieku, wpadłam na pomysł zadedykowania życzeń wszystkim naszym jesiennym solenizantkom. Treść przeczytała pani Dyrektor i natychmiast poprosiła mnie o zgodę (?!) na wydrukowanie tego wiersza (?!?!), w czasopiśmie uniwersyteckim "Zajrzyj w siebie". Jednocześnie zachęciła mnie do dalszej pisarskiej działalności przy redagowaniu kolejnych jego numerów. Pisałam, cieszyła mnie ta zabawa, ponieważ wkrótce więcej koleżanek ujawniało swe zdolności w "Kąciku poetyckim".
Rok później, zaproszona zostałam do uczestnictwa w spotkaniach Sopockiego Klubu Pisarzy, co w pierwszej chwili potraktowałam jako żart. Ale wyzwanie było kuszące i w efekcie pracy z tekstem pod czujnym, ale życzliwym, okiem przewodniczącej wybrano pięć moich wierszy do druku w Antologii Pisarzy i Poetów Sopotu 2007. Nigdy nie zapomnę chwili wzruszenia i niedowierzania, gdy zobaczyłam swoje nazwisko w prawdziwej książce, w dodatku w dobrym towarzystwie.
Tak zaczęła się niespodziewana przygoda w jesieni mego życia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)