wtorek, 1 marca 2016

HISTORIA PEWNEJ FOTOGRAFII


 To pierwsza próbka mej prozy - opowieść rodzinna - napisana z poczucia obowiązku moralnego wobec jej Głównego Bohatera.

                                         HISTORIA PEWNEJ FOTOGRAFII

Pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia i zarazem tysiąclecia, zafascynowała mnie historia  rodzinna. Jej głównym bohaterem jest oficer Wojska Polskiego, uwieczniony na fotografii, prawdopodobnie, w 1938 roku . Datę 20/VI 1938 r. wskazuje dedykacja: „Kochanej Basi, w dniu wyjazdu  do Korpusu Ochrony Pogranicza w Ostrogu – Antek”, ale zdjęcie mogło być zrobione wcześniej. Historia tej fotografii jest ciekawa, nawet po śmierci bohatera, więc może warto ją opisać.

Od roku 1969 zaczęłam dość regularnie bywać w domu przyszłych Teściów, już jako oficjalna narzeczona. Przedślubne rozmowy przywołały wspomnienia sprzed 30-tu lat.  Ich ślub miał się odbyć 9-tego września 1939 roku ....
Fotografia, podarowana ukochanej przy rozstaniu, została w Bydgoszczy, gdzie mieszkała wówczas jej właścicielka, czyniąc przygotowania do ślubu i przeprowadzki do męża. Szczęśliwie, nie została nigdzie zapakowana w momencie, gdy do Bydgoszczy przybył goniec z poleceniem: „ Basiu, wstrzymaj transport mebli i rzeczy”. Gdy Basia pobiegła na bydgoski dworzec, okazało się, że większość jej posagowej wyprawy już wyruszyła w drogę.
Znalazła tylko wagon z jesionową sypialnią i te solidne meble przetrwały wojenną i powojenną tułaczkę bez wielkiego uszczerbku. Fotografię spotkał gorszy los, ale dopiero w nowym tysiącleciu.

W czasie „Krwawej Niedzieli” w Bydgoszczy podobno został zabity niemiecki ksiądz. Wrześniową nocą, na plebanię gdzie przebywała pod opieką brata-księdza Basia ze starszą siostrą, przybiegli ludzie z ostrzeżeniem. Mówili, że Niemcy  wyznaczyli całą trójkę do rozstrzelania, w ramach odwetu. Ratunkiem była szybka ucieczka z miasta.
W pośpiechu spakowano najważniejsze rzeczy. Fotografia była zapewne wśród najcenniejszych drobiazgów. Pamiętam szczególnie taki fragment opowiadania o wędrówce do Koźmina Wlkp.
"Wyobraź sobie, że podczas bombardowań, krycia się po rowach, wyrzucałam kolejno zabrane rzeczy, ale prawie do końca niosłam ślubną suknię. W końcu dotarło do mnie, że jest mi już niepotrzebna.”
 A fotografia dotarła wreszcie do bezpiecznego schronienia – gniazda rodzinnego Basi.

W tym samym czasie Antek, po krótkiej wojnie obronnej, też uciekł z niewoli i przez Węgry, Jugosławię  dotarł do Francji. Tam walczył bohatersko, dowodząc polskim oddziałem i cudem przeżył. Ranny, ale żywy dostał się do niewoli  niemieckiej.
I znowu cenny fragment  rodzinnych opowieści.
Planowano, aby ślub odbył się w obozie jenieckim. Podobno były takie możliwości. Jednak narzeczony-jeniec zadecydował: "Nie wiadomo jeszcze, jak potoczą się losy wojny i moje. Chyba lepiej, aby Basia była wolna, a ja, jeśli przeżyję i odzyskam wolność, z pewnością wrócę do Niej".

I tak się stało. 21-ego lutego 1945 roku w Koźminie Wielkopolskim odbył się ślub Antka i Basi, a  6-tego grudnia 1945 roku urodził się mój przyszły mąż.  W 1946 roku, szczęśliwa rodzina postanowiła wrócić do Bydgoszczy, gdzie swoje miejsce w szufladzie znalazła pamiątkowa fotografia.
Zobaczyłam ją po raz pierwszy na początku lat 80-tych. Właśnie wtedy mój Teść, po kilkunastoletnich staraniach, odzyskał swoje wszystkie należne odznaczenia wojenne i państwowe, nadane głównie przez Paryż i Londyn.
Własnoręcznie rozmieścił je na granatowym, przedwojennym pluszu, w przedwojennej ramie, a centralne miejsce zajęła fotografia, która w idealnym stanie przetrwała przeszło czterdzieści lat. Obraz-gablotka wisiał w pięknym, bydgoskim mieszkaniu do połowy października 1999 roku.

Los sprawił, że fotografia przez kilka lat czekała na swoje nowe miejsce. Pieczołowicie zapakowana była chyba w letnim domku pod Bydgoszcczą, a może wraz z meblami na poddaszu kamienicy bydgoskiej, udostępnionej przez przyjaciół zięcia,  po utracie i likwidacji mieszkania Teściów. Tyle się wtedy działo w naszej rodzinie i złego i dobrego, że tylko dzięki opatrzności i życzliwości ludzkiej udało nam się uratować rzeczy o wartości głównie sentymentalnej.
Gdy sytuacja mieszkaniowa w poszerzonej rodzinie uległa pewnej stabilizacji, gablota z fotografią przybyła do sopockiego mieszkania, aby  zyskać odnowioną, godną oprawę. Tutaj miałam pod ręką niewielki, sprawdzony warsztat, który zajmował się oprawą obrazów, renowacją starych ram itp. Był już rok 2007-my i zbliżała się 20-ta rocznica śmierci Teścia.
Z prośbą o wyjątkowe potraktowanie zlecenia i uzgodnieniu szczegółów,  przekazałam fotografię w fachowe ręce.

Przy odbiorze nowej, ale na starym oryginalnym pluszu, wykonanej oprawy, zobaczyłam, że fotografia została przymocowana do podłoża ramy za pomocą stalowych gwoździ(ków). Szyby nie zastosowano, ponieważ zdecydowano, że tak jest bardziej elegancko.
Nie wierzyłam własnym oczom. Fotografia w idealnym stanie przetrwała tyle lat, a teraz jest poplamiona klejem i podziurawiona, nieodwracalnie uszkodzona. Zwykły pech, któremu nie chcę przydawać innych treści.
Ale wygląda dalej pięknie. Po tej „przygodzie”, wygaśnięciu emocji, poszłam po rozum do głowy. Oryginalną fotografię umieściłam w stojącej ramce – chińska, niezła podróbka stylu retro. Plamki od kleju udało się częściowo usunąć. Między dwoma solidnymi szybkami ramki nic jej nie grozi, a dziurek na obrzeżu nie widać. W otoczeniu wszystkich oryginałów odznaczeń i pamiątek obozu jenieckiego jest jej idealna kopia(dzisiejsza technika), tym razem przymocowana do pluszu bez użycia gwoździków. „Mądry Polak po szkodzie”, przysłowie podpowiada, a doświadczenie uczy, że emocje zwykle nie sprzyjają  racjonalnym  decyzjom.

Pamiętam jeszcze dobrze podobne zdarzenie.
Przez dwadzieścia lat bliskiego, rodzinnego współistnienia, Dziadzia Antoś często powtarzał: „Pamiętajcie tylko, że chciałbym, aby kiedyś na moim grobie było napisane: Oficer Wojska Polskiego. Dopilnujcie, aby się nie pomylili”
Jakie było nasze zdziwienie, gdy na zamówionym nagrobku, naszym oczom ukazał się napis:
Oficer LWP, oczywiście niezgodny ze złożonym zamówieniem.

7-mego stycznia 2009 roku minęło dwadzieścia lat od godnej śmierci bohatera tej opowiastki.
Rozumiem teraz naszego Dziadzię jeszcze lepiej, niż przed laty. W taktownych przygotowaniach do ostatniej podróży, ułożył treść swego nekrologu. Teraz umieściłam wycinek z gazety  obok Jego odznaczeń. Dla dobrze znających historię Polski ważne jest tam zapewne każde słowo.

"Kombatant Armii Francuskiej i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, uczestnik kampanii wrześniowej 1939, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, czterokrotnie Krzyżem Walecznych, dwukrotnie Croix de Guerre, Croix de Combatant i innymi odznaczeniami wojennymi i państwowymi".

Na fotografii , to 28-letni oficer ,kończący służbę w 61 p.p. w Bydgoszczy i przydzielony, w
czerwcu 1938 roku, do Korpusu Ochrony Pogranicza w Ostrogu n/ Horyniem. Pożegnał się z nami kilka miesięcy przed 50-tą rocznicą wybuchu  II Wojny Światowej.
                                                                                                                       Synowa.

        Lutrzykowski Antoni żył od 31-go października 1910 roku  do 7-go stycznia1989 roku.

Jako Porucznik 1-szej Dywizji Grenadierów został uprawniony do noszenia Krzyża Walecznych
 z trzema okuciami - dnia  30.12.1949 r. w Londynie - LEGITYMACJA  MON.
                 CARTE D'IDENTITE  ARMEE  POLONAISE EN  FRANCE  -  Paris 28 Fevrier 1940.
                                                                                                

Po raz pierwszy, bezimiennie,  opowiadanie ukazało się drukiem  w czasopiśmie uniwersyteckim "Zajrzyj w siebie" w 2009 roku, upamiętniając 20-tą rocznicę śmierci Teścia.

Jesienią 2014 roku - pojawiło się w pierwszym wydaniu Antologii Klubu Literackiego  UTW  w Sopocie - to była 25 rocznica śmierci  Oficera Wojska Polskiego.
 Dodałam dedykację:   Rodzinie
i zmieniłam podpis: Ku pamięci Basi i Antka - Synowa.  Swoiste motto stanowią cztery wiersze- cdn.

Zgodnie z sugestią i prośbą władz ZBOWID  w Bydgoszczy, ta  historia powinna się ukazać w publikacjach Instytutu Pamięci Narodowej, jako  materiał do edukacji patriotycznej następnych pokoleń Polaków. Mam nadzieję, że niebawem to nastąpi.

P.S.  Będę wdzięczna za komentarze - cenię wysoko konstruktywną krytykę.
        Napisy nad zdjęciem dodałam w dniu publikacji  "Historii..." na blogu - a to 1 marca 2016 r.-                                                      Dzień Żołnierzy Walecznych i Wyklętych
        Od powrotu do Polski, Porucznik WP był wyklęty w PRL-u, ale przetrwał w Ojczyźnie -                                                                      mimo wszystko.

2 komentarze:

  1. Wspaniała postać, jakich było wiele w powojennej Polsce. Godna naśladowania przez młode pokolenie Polaków. Wreszcie tacy ludzie, dotąd pogardzani i wyklęci, nazywani niejednokrotnie obelżywie, doczekali się godnej ich zasługom dla Ojczyzny, pamięci potomnych.
    Tereniu, dziękuję, że zamieściłaś tę ciekawą opowieść o swoim Teściu na blogu. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję za komentarz. Motywuje mnie do dalszych działań. Teraz przymierzam się do przypomnienia historii naszego Ojca - kierownika (potem dyrektora) Szkoły Podstawowej w Brudzeniu Dużym, który przetrwał na stanowisku, pomimo tego, że nigdy nie uległ naciskom, szantażom i nagonce i nie zapisał się do PZPR. Myślę, iż to był wyjątkowy fakt, godny utrwalenia w naszej historii.

      Usuń